Ten skurwiel wyrwal mi komurke z reki.. Zlapal mnie za ramiona i rzucil na ziemie.
- Do kogo dzwonisz moja córeczko? - zapytal z wielka satysfakcja w glosie, przy czym ukleknal przy mnie.
- Gówno Cie to obchodzi. - Powiedzialam z wielka pogarda i naplulam mu na twarz, na co odpowiedzial mi wielkim siarczystym policzkiem.
- Stary zardzewialy chuju.. Nienawidze Cie.. Zawsze Cie nienawidzilam.. Nie moge na Ciebie patrzec.. I chodzbys nie wiem co mi zrobil i gdzie mnie wywiozl, Harry Cie znajdzie.. Znajdzie i Zabije.
*Oczami harrego. *
Bylem z niej cholernie dumny ze mi ufa i we mnie wierzy... Tak poszedlem za nia.. Ona musi byc bezpieczna.
- Nie bede Cie musial szukac. - Wkroczylem do Akcji i podeszlem do mojej Kimii.
- Harry ! - Rzuciala mi sie na szyje... Moja Ksiezniczka.
KURWA... Zagapilem sie.. ten skurwiel zwial..
- Kimi.. Nigdy ale to nigdy nie wyjdziesz juz sama z domu..
nic nie powiedziala.. Tylko wtulila sie w mój tors.. Wzialem ja na rece i zanioslem do samochodu.
Jechalismy w ciszy.
Moja ksiezniczka maial nogi podkulone bod brode i byla slepo wpatrzona w szybe.
Pewnie mysla o tym co sie zdarzylo niespelna 30 minut temu.
Gdybym.. Gdybym sie nie zagapil... Gdybym.. On juz by nie zyl.. lezalby zakopany gdzies na cmentarzu dla psów..
- Kimberly wszystko wporzatku?
Nie odpowiedziala.. Usnela? ... Zerknalem na nia..
Tak moje kochanie spi.
Dojechalismy na miesce wzialem moja kruszynke delikatnie na rece i zanioslem do sypialni. Lekko zdjalem z niej ubrania i zalozylem moja koszulke.. Wygladala tak pieknie.
Przykrylem ja koldra, ucalowalem lekko w czolo, a sam poszedlem wziasc prysznic.
kiedy juz to uczynilem polozylem sie kolo mojej Kimii. Wtulony w nia usnalem.
Rano ubudzily mnie promienie sloneczne wdzierajace sie przez okna naszego apartamentu.. Niezadowolony mruknalem i zazucilem reke na Kimii.. Kimii.. Gdzie jest kurwa Kimberlby? Szybko sie poderwalem i rozejrzalem po pokoju.. Drzwi sa otwarte. Szybko zbieglem na dól i na cale szczescie zobaczylem ja stojaca przy kuchennym blacie przygotowywujaca sniadanie.. WYgladala tak slodko w mojej koszulce siegajaca jej do polowy ud.
Podeszlem do niej i delikatnie zlapalem za biodra.
- Harry, juz nie spisz? - Zapytala lekko zachrypnietym glosem.
- Martwilem sie..
- Czym? - lekko zachichotala.
- Nie bylo Cie jak sie obudzilem.. - Lekko musnalem jej szyje.
- Chcialam przygotowac Ci sniadan.. - Nie dokonczyla bo ktos zadzwonil do drzwi.
- Ja otworze. - Usmiechnela sie i pocalowala mnie w usta.
Ja wzialem sie za konczenie jajecznicy.
*Oczami Kim. *
Podeszlam do drzwi i delikatnie je otworzylam. Stala przed nimi ladna szczupla blondynka z nogami do nieba.. Byla 100 razy ladniejsza ode mnie.
- Czesc. - Powiedziala chamsko.. wtf o co jej chodzi.
- Amm.. Tak slucham..?
- Przyszlam do mojego misa.. A zastaje Ciebie.. Taka mala kurewke.. Harry ! - Wbiegla do domu szturchajac mnie.
Obrucilam sie na piecie i zobaczylam cos czego nigdy w zyciu nie chcialabym zobaczyc.. Ta glupia suka wisiala na nim jak bombka na choince i calowala go po calej twarzy.. Cios prosto w serce.
* Oczami Harrego - 5 Minut wczesniej. *
Stalem w kuchnii konczac sniadanie, kiedy uslyszalem glos dziewczyny której nigdy w zyciu nie chcialem slyszec.. Cat.. Moja byla..
Poszedlem do holu i zobaczylem stojaca Kimii z Catherine.. O nie.. Blondynka rzucila sie na mnie i zaczela calowac..
Spojrzalem na KImii, stala wpatrzona w nas ze szklankami w oczach.. Boze.. To nie tak.. Ona mi tego nie wybaczy..
- Zostaw mnie.. - Odepchnalem ja ode mnie, a w oczach Kimii pomimo bólu widzialem lekka satysfakcje.
- Ale Misiu pysiu.. - Próbowala mnie znów pocalowac.
- Cat, wynos sie stad. Nie jestesmy juz razem.. I to od pól roku.. Kiedy ty to w koncu zrozumiesz?
- Ale co mam rozumiec? Przeciez Misiu Pys.. - Przerwalem jej.
- Nie nazywaj mnie tak kurwa! JA MAM TERAZ NOWA KOBIETE! JEST NIAJ KIMBERLY NAJPIEKNIEJSZA I NAJWSPANIALSZA DZIEWCZYNA NA SWIECIE! A teraz ty wypierdalaj! - Wypchnalem ja za drzwi i zatrzasnalem je, usluszalem tylko jeszcze slowo DUPEK wybiegajace z ust Catherine.
- Kimii, to nie tak.. - Podszedlem do niej.
- A jak? - Zapytala z wielkim bólem.
- Slyszalas.. Na prawde Kimii zaufaj mi prosze.. - Przytuliem ja bardzo mocno.
- A co jezeli powie.. - Nie dokonczyla bo przerwalem jej pocalunkiem..
- Jestes jedyna KImii.. Przysiegam..
- Dobrze Harry.
*Dzwonek do drzwi. *
- CO ZNOWU?
________________________
Przepraszam! Znów zawalilam. :( Chcialam aby byl dluszczy a jednak znów wyszedl taki. :/
Eh.. Nastepny postaram sie dodac w najblizszym czasie kiedy beda komentarze, :)
Jezeli macie jakies pytania Ask. :3 . za kazdy komentarz dziekuje. :3
niedziela, 24 listopada 2013
niedziela, 13 października 2013
Rozdzial 8.
- Kimberly.. Czuje do Ciebie cos wiecej niz mozesz sobie wyobrazic.. nigdy nie pozwole Cie skrzywdzic.. Nigdy Cie nie udeze.. Moze nie znamy sie zbyt dlugo, ale kocham Cie jak nikogo innego.. Chce zebys zostala przy mnie na zawsze. Dam Ci wszystkiego czego potrzebujesz i jeszcze wiecej.. Chce zebys nosila moje dzieci.. Moja Darcy.. - Wzialem gleboki wdech. - Mam nadzieje ze mówiac Ci to tak wczesnie nie pomyslisz ze jestem jakims psychopata, ale ja bardzo Cie kocham.
- Ja Ciebie tez Harry. - Wtulila sie we mnie.
tak.. Kocham ja i Zrobie dla niej wszystko.
*Nastepnego dnia oczami Kim.*
Obudzil mnie dzwiek mojego Iphone. Przelotnie spjrzalam na zegarek 06.30 ' Jezu ktp dzwoni tak wczesnie ' - pomyslalam.
- Hallo? - Odebralam nie patrzac nawet na wyswietlacz.
- Hej Kimi.. - Powiedzial znajomy mi glos w sluchawce.
- Sam, czy ty w ogóle wiesz która jest godzina?
- No wiem. - Zasmiala sie lekko.
- Wiec po co dzwonisz tak rano?
- Idziemy dzisiaj na zakupy?
- Pewnie, ale nie moglas zadzwonic pozniej?
- Nie, obudzilam sie i wpadlas mi do glowy, pomyslalam ze bedziesz chciala odreagowac od tego wszystkiego.
- Dzieki za mysl, badz w kawiarni przy centrum o 13. Pa. - Powiedzialam po czym sie rozlaczylam.
Polozylam glowe na moim ukochanym, próbujac jeszcze zasnac.. Na nic.. Jak zwykle.. jestem z tych osób które kiedy sie je obudzi pózniej juz nie ma sensu dalej próbowac isc spac.
lezalam tak przez 2 godziny bawiac sie lokami Hazzy. ten co chwile pomrukiwal, jak sie domyslalam na znak ze mu sie podoba.
- Kimberly.. - Ponownie wymruczal moje imie.
- Tak Harry? - Lekko sie usmiechnelam.
- Dlaczego nie zapytalas zy mozesz ic na zakupy? - Spytal lekko niezadowolony.
- Co? Od kiedy nie spisz?
- Od kad zadzwonila do Ciebie Samanta.
- Ugh.. Nie wazne, ale dlaczego mam sie Ciebie pytac czy moge isc na zakupy?
- Kimberly.. Wiesz co Sie teraz dieje w naszym zyciu.. Hallo obudz sie.. Twój ojciec Cie znalazl.. Wie ze sie boisz, ale równie dobrze wie, ze ja nie pozwole Cie skrzywdzic i Cie nie zostawie.. Myslisz ze nie skorzysta z takiej okazji?
- Ejejeje. Ja wiem.. Ze on jest nienormalny.. Gwal.. Gwalcil mnie i molestowal ale myslisz ze kiedy pójde do centrum on bedzie sie czail przy najblizszym zamulku i nagle wyskoczy i mnie zje?
- Kimberly.. Nie kpij ze mnie.. Ale mysle podobnie, tylko.. Zje? Serio?
- Nie wiedzialam co mam powiedziec, ale Harry prosze Cie no.. Przeciez nic mi sie nie stanie, znam go dosc dlugo do takiej rzeczy nie bylolby zdolny.. Do jest mój ojciec..
- Wlasnie.. To jest twój ojciec a mimo to robil Ci takie swinstwa..
- Harr..
- Nie Kimberly.. Nigdzie nie idziesz kochanie.
- Nie nazywaj mnie Kimberly do jasnej cholery. - Rozdarlam sie.
- A ty kurwa nie podnos na mnie glosu, mówie Ci to juz 2 raz.
- Dobrze Harry, przepraszam ale dobrze wiesz jak mnie to denerwuje.
- A ty dobrze wiesz jak denerwuje mnie to kiedy kobieta podnosi na mnie glos..
- To pozwól mi isc na zakupy z Sam..
- Dobrze, ale pod warunkiem ze moge isc z wami.
- Ty sobie chyba jaja robisz? - No nie. Teraz to mnie zdenerowal.. Co on sobie mysli? Ze bedzie mógl za mna lazic i sprawdzac czy ze mna wszystko ok? Ja wiem.. Ja wiem ze on sie martwi, ale bez przesady do jasnej cholery.
- Nie nie robie sobie zadnych jaj, albo idziesz ze mna, ale w ogóle.
Nic juz nie powiedzialam.. Wstalam z loznka i poszlam do lazienki. Zdjelam z siebie koszulke Harrego i weszlam pod prysznic.
Odkrecilam wode i relaksowalam sie ciepla woda splywajaca po moim ciele.
W pewnym momencie poczóczalam czyjesc dlonie na moim brzuchu. Szybko sie odwrócilam. Uff to Harry.
- Czego chcesz? - Zapytalam wciaz na niego zdenerwowana.
- Ciebie. - Wymruczal i przyssal mi sie do szyji.
- Nie Harry, nie jestem gotowa, dobrze wiesz co mi sie dzialo w domu.
- Ale kochanie.. Ja Cie nie skrzywdze.
- HARRY NIE !
- Ciagle jestes na mnie zla? - Odsunal sie ode mnie, a ja moglam spokojnie przyjzec sie jego idealnemu cialu.
- A jak mam nie byc? Ty chcesz isc ze mna na zakupy.. Mialam odpoczac od tego wszystkiego.. miedzy innymi dlatego chce tam isc.
- Ale jak masz odpoczac kiedy on tam moze byc? WSZEDZIE?
- Nie bedzie Harry. Prosze Cie. - Zrobilam mine zbitego psa.
- Dobrze, ale po 1 Maz byc caly czas pod telefonem, po 2 masz odbieraz ZAWSZE kiedy do Ciebie dzwonie.
- Dobrze kochanie, obiecuje. - Ucieszylam sie bardzo i ucalowalam mojego ukochanego.
- Pozwolisz mi sie umyc? - Zapytal Harry kiedy nakladal sobie plyn na dlon.
- DObrze..
..
Po kapieli Harry owonal sie w recznik i wyszedl z lazienki.
Ja rozczesalam moje dlugie falowane wlosy i zaczelam je suszyc.. Ubralam sie w to i nalozylam lekko makijaz.
...
Dochodzila godzina 12.30.
- Harry ja wychodze.. - Ucalowalam mojego chlopaka i wyszlam.
..
Kiedy szlam mialam wrazenie.. Ze ktos za mna idzie? Nie to na pewo to ze Harry mi tyle naoopowiadal.
A moze jednak nie.. Coz moja ciekawosc wygrala.. Odwrócilam sie.. Nie moglam w to uwierzyc, szedl za mna usatykcjonowany ojciec.
- Witaj kochanie. - Zasmial sie.
Szybko wyjelam z torebki elefon i wykrecialm numer do Harrego.
- Tak kochanie? - Uslyszalam jego glos w sluchawce, a jednak tutaj gdzies w poblizu.. Cos jest nie tak.
- Harry.. Mój ojciec on.. - Nie zdazylam powiedziec.. Ten skurwiel wyrwal mi komórke z reki..
HEJ KOCHANI. <3 Mialam dosc DLUGA przerwe w imaginie.. Mial Problemy.. Na prawde przepraszam nie mieliscie tak dlugo czekac. :C Zeby wam to wynagrodzic staralam sie napisac dosyc dlugi i ciekawy.. Jezeli chcecie wiedziec co bedzie dalej. Komentujcie. :)
Ask . :))
- Ja Ciebie tez Harry. - Wtulila sie we mnie.
tak.. Kocham ja i Zrobie dla niej wszystko.
*Nastepnego dnia oczami Kim.*
Obudzil mnie dzwiek mojego Iphone. Przelotnie spjrzalam na zegarek 06.30 ' Jezu ktp dzwoni tak wczesnie ' - pomyslalam.
- Hallo? - Odebralam nie patrzac nawet na wyswietlacz.
- Hej Kimi.. - Powiedzial znajomy mi glos w sluchawce.
- Sam, czy ty w ogóle wiesz która jest godzina?
- No wiem. - Zasmiala sie lekko.
- Wiec po co dzwonisz tak rano?
- Idziemy dzisiaj na zakupy?
- Pewnie, ale nie moglas zadzwonic pozniej?
- Nie, obudzilam sie i wpadlas mi do glowy, pomyslalam ze bedziesz chciala odreagowac od tego wszystkiego.
- Dzieki za mysl, badz w kawiarni przy centrum o 13. Pa. - Powiedzialam po czym sie rozlaczylam.
Polozylam glowe na moim ukochanym, próbujac jeszcze zasnac.. Na nic.. Jak zwykle.. jestem z tych osób które kiedy sie je obudzi pózniej juz nie ma sensu dalej próbowac isc spac.
lezalam tak przez 2 godziny bawiac sie lokami Hazzy. ten co chwile pomrukiwal, jak sie domyslalam na znak ze mu sie podoba.
- Kimberly.. - Ponownie wymruczal moje imie.
- Tak Harry? - Lekko sie usmiechnelam.
- Dlaczego nie zapytalas zy mozesz ic na zakupy? - Spytal lekko niezadowolony.
- Co? Od kiedy nie spisz?
- Od kad zadzwonila do Ciebie Samanta.
- Ugh.. Nie wazne, ale dlaczego mam sie Ciebie pytac czy moge isc na zakupy?
- Kimberly.. Wiesz co Sie teraz dieje w naszym zyciu.. Hallo obudz sie.. Twój ojciec Cie znalazl.. Wie ze sie boisz, ale równie dobrze wie, ze ja nie pozwole Cie skrzywdzic i Cie nie zostawie.. Myslisz ze nie skorzysta z takiej okazji?
- Ejejeje. Ja wiem.. Ze on jest nienormalny.. Gwal.. Gwalcil mnie i molestowal ale myslisz ze kiedy pójde do centrum on bedzie sie czail przy najblizszym zamulku i nagle wyskoczy i mnie zje?
- Kimberly.. Nie kpij ze mnie.. Ale mysle podobnie, tylko.. Zje? Serio?
- Nie wiedzialam co mam powiedziec, ale Harry prosze Cie no.. Przeciez nic mi sie nie stanie, znam go dosc dlugo do takiej rzeczy nie bylolby zdolny.. Do jest mój ojciec..
- Wlasnie.. To jest twój ojciec a mimo to robil Ci takie swinstwa..
- Harr..
- Nie Kimberly.. Nigdzie nie idziesz kochanie.
- Nie nazywaj mnie Kimberly do jasnej cholery. - Rozdarlam sie.
- A ty kurwa nie podnos na mnie glosu, mówie Ci to juz 2 raz.
- Dobrze Harry, przepraszam ale dobrze wiesz jak mnie to denerwuje.
- A ty dobrze wiesz jak denerwuje mnie to kiedy kobieta podnosi na mnie glos..
- To pozwól mi isc na zakupy z Sam..
- Dobrze, ale pod warunkiem ze moge isc z wami.
- Ty sobie chyba jaja robisz? - No nie. Teraz to mnie zdenerowal.. Co on sobie mysli? Ze bedzie mógl za mna lazic i sprawdzac czy ze mna wszystko ok? Ja wiem.. Ja wiem ze on sie martwi, ale bez przesady do jasnej cholery.
- Nie nie robie sobie zadnych jaj, albo idziesz ze mna, ale w ogóle.
Nic juz nie powiedzialam.. Wstalam z loznka i poszlam do lazienki. Zdjelam z siebie koszulke Harrego i weszlam pod prysznic.
Odkrecilam wode i relaksowalam sie ciepla woda splywajaca po moim ciele.
W pewnym momencie poczóczalam czyjesc dlonie na moim brzuchu. Szybko sie odwrócilam. Uff to Harry.
- Czego chcesz? - Zapytalam wciaz na niego zdenerwowana.
- Ciebie. - Wymruczal i przyssal mi sie do szyji.
- Nie Harry, nie jestem gotowa, dobrze wiesz co mi sie dzialo w domu.
- Ale kochanie.. Ja Cie nie skrzywdze.
- HARRY NIE !
- Ciagle jestes na mnie zla? - Odsunal sie ode mnie, a ja moglam spokojnie przyjzec sie jego idealnemu cialu.
- A jak mam nie byc? Ty chcesz isc ze mna na zakupy.. Mialam odpoczac od tego wszystkiego.. miedzy innymi dlatego chce tam isc.
- Ale jak masz odpoczac kiedy on tam moze byc? WSZEDZIE?
- Nie bedzie Harry. Prosze Cie. - Zrobilam mine zbitego psa.
- Dobrze, ale po 1 Maz byc caly czas pod telefonem, po 2 masz odbieraz ZAWSZE kiedy do Ciebie dzwonie.
- Dobrze kochanie, obiecuje. - Ucieszylam sie bardzo i ucalowalam mojego ukochanego.
- Pozwolisz mi sie umyc? - Zapytal Harry kiedy nakladal sobie plyn na dlon.
- DObrze..
..
Po kapieli Harry owonal sie w recznik i wyszedl z lazienki.
Ja rozczesalam moje dlugie falowane wlosy i zaczelam je suszyc.. Ubralam sie w to i nalozylam lekko makijaz.
...
Dochodzila godzina 12.30.
- Harry ja wychodze.. - Ucalowalam mojego chlopaka i wyszlam.
..
Kiedy szlam mialam wrazenie.. Ze ktos za mna idzie? Nie to na pewo to ze Harry mi tyle naoopowiadal.
A moze jednak nie.. Coz moja ciekawosc wygrala.. Odwrócilam sie.. Nie moglam w to uwierzyc, szedl za mna usatykcjonowany ojciec.
- Witaj kochanie. - Zasmial sie.
Szybko wyjelam z torebki elefon i wykrecialm numer do Harrego.
- Tak kochanie? - Uslyszalam jego glos w sluchawce, a jednak tutaj gdzies w poblizu.. Cos jest nie tak.
- Harry.. Mój ojciec on.. - Nie zdazylam powiedziec.. Ten skurwiel wyrwal mi komórke z reki..
HEJ KOCHANI. <3 Mialam dosc DLUGA przerwe w imaginie.. Mial Problemy.. Na prawde przepraszam nie mieliscie tak dlugo czekac. :C Zeby wam to wynagrodzic staralam sie napisac dosyc dlugi i ciekawy.. Jezeli chcecie wiedziec co bedzie dalej. Komentujcie. :)
Ask . :))
niedziela, 22 września 2013
OGROMNE PRZEPROSINY.
Ok Kochani.. Chcialam was bardzo przeprosic za to ze przez tak dlugi okres nie dodawalam rozdzialu, ale byl to brak czasu.. ;) Jeszcze raz bardzo przepraszam, ale w Irlandiii ze szkola jest inaczej. ;/ Codziennie lekcje do 16 i potem tona lekcji. ;/ Nie jest jak w bajce. ;/ Ale teraz jest Niedziele mam cala ja wolna, dlatego wlasnie zaczynam pisac i postaram sie zeby byl on dluzszy niz zwykle. ;)
Tutaj macie aska: http://ask.fm/JudieDreamers - Pytajcie, a jezeli chcecie przesylajcie mi linki do jakis fajnych tatuazy. ;)
Tutaj macie aska: http://ask.fm/JudieDreamers - Pytajcie, a jezeli chcecie przesylajcie mi linki do jakis fajnych tatuazy. ;)
piątek, 30 sierpnia 2013
Rozdzial 7.
- SPIERDALAJ STAD, ZANIM CIE ZAJEBIE. - Krzyknal Harry.
- Ale po co te nerwy chlopcze? - Powiedzial z usmieszkiem zwyciescy.
- SPIERDALAJ ! - Krzynal ponownie.
- A moja bron? Mam dla Ciebie pieniadze.
- W dupie mam twoje pieniadze, broni nie dostaniesz.
- Poradzisz sobie bez tych pieniedzy?
- Mam ich o wiele wiecej iz ty zarobisz przez cale swoje zasrane zycie. - Uspokoil sie troche.
Ojciec splunal przed nogi Harrego i odszedl.
Brunetowi przyspieszyl oddech.
- Harry spokojnie.
- Przeciez dobrze wiesz po co byla mu ta bron... Dobrze wiesz ze byla na Ciebie.
- Wiem Harry.
- Nie jestes bezpieczna.
- Jestem.. Mam Ciebie. - Wtulilam sie w niego, a on lekko pocalowal czubek mojej glowy.
- Kimberly.. Jutro dam Ci bron i z Lou nauczymy Cie strzelac..
- Nie chce. - Pzestraszylam Sie.
- Musisz.. - Mocniej mnie przytulil.. Tulil mnie tak jak bym miala sie zaraz rozplynac i zniknac na zawsze.
* Oczami Harrego. *
Nigdy w zyciu.. Nigdy nie pozwole aby ktos skrzywdzil Kimberly. Moje najukochansze najwspanialsze najdelikatniejsze sloneczko.
- Wracamy do domu? - lekko odsunalem ja od siebie, co skomentowala cichym burknirciem.
- Tak.. Jeszcze nie ma wieczory a jestem juz zmeczona.
- Wiem kochanie.. Ja tez. - Wyciagnalem reke w jej strone.
- Harry? - Zapytala cicho kiedy zlapala moja reke.
- Tak kochanie?
- Moge sie Ciebie o cos zapytac?
- Pewnie..
- Harry co ty do mnie czujesz?
Zamurowalo mnie. Na prawde.. Nigdy w zuciu nie doznalem uczucia w którym nie wiedzialem co mam powiedziec chociaz bylo to bardzo oczywiste.
- Musimy rozmawiac o tym teraz?
- Nie.. - Spuscila glowe.
Zrobilo mi sie jej bardzo zal, ale nic nie powiedzialem.
Wpuscilem ja do samochodu i odjechalem z piskiem opon.
jechalismy niecale 5 minut, kiedy zauwazylem ze Kim zdejmuje swoje buty i uklada kolana pod brode.
Czyzby myslala o tym o co mnie dzisiaj zapytala?
....
Patrzylem na droge. Kimberly usnela.. Rozumiem ja.. ja sam nie wiem co zrobilbym w takiej sytuacji.. Chcociaz wiem.. Zabil bym sukinsyna..
Zrobie to.. On rani moja Kim..
Do domu dojechalismy po 15 minutach. Kimberly ciagle spala. Nie chcialem jej budzic. Wysiadlem z samochodu i obkrazylem go.
Podszedszedlem do drzwi pasarzera i otworzylem je.
Zlapalem moja kryszunke w pozycji panny mlodej, zanioslem ja do sypialnii i przykrylem kocem.
- Ale po co te nerwy chlopcze? - Powiedzial z usmieszkiem zwyciescy.
- SPIERDALAJ ! - Krzynal ponownie.
- A moja bron? Mam dla Ciebie pieniadze.
- W dupie mam twoje pieniadze, broni nie dostaniesz.
- Poradzisz sobie bez tych pieniedzy?
- Mam ich o wiele wiecej iz ty zarobisz przez cale swoje zasrane zycie. - Uspokoil sie troche.
Ojciec splunal przed nogi Harrego i odszedl.
Brunetowi przyspieszyl oddech.
- Harry spokojnie.
- Przeciez dobrze wiesz po co byla mu ta bron... Dobrze wiesz ze byla na Ciebie.
- Wiem Harry.
- Nie jestes bezpieczna.
- Jestem.. Mam Ciebie. - Wtulilam sie w niego, a on lekko pocalowal czubek mojej glowy.
- Kimberly.. Jutro dam Ci bron i z Lou nauczymy Cie strzelac..
- Nie chce. - Pzestraszylam Sie.
- Musisz.. - Mocniej mnie przytulil.. Tulil mnie tak jak bym miala sie zaraz rozplynac i zniknac na zawsze.
* Oczami Harrego. *
Nigdy w zyciu.. Nigdy nie pozwole aby ktos skrzywdzil Kimberly. Moje najukochansze najwspanialsze najdelikatniejsze sloneczko.
- Wracamy do domu? - lekko odsunalem ja od siebie, co skomentowala cichym burknirciem.
- Tak.. Jeszcze nie ma wieczory a jestem juz zmeczona.
- Wiem kochanie.. Ja tez. - Wyciagnalem reke w jej strone.
- Harry? - Zapytala cicho kiedy zlapala moja reke.
- Tak kochanie?
- Moge sie Ciebie o cos zapytac?
- Pewnie..
- Harry co ty do mnie czujesz?
Zamurowalo mnie. Na prawde.. Nigdy w zuciu nie doznalem uczucia w którym nie wiedzialem co mam powiedziec chociaz bylo to bardzo oczywiste.
- Musimy rozmawiac o tym teraz?
- Nie.. - Spuscila glowe.
Zrobilo mi sie jej bardzo zal, ale nic nie powiedzialem.
Wpuscilem ja do samochodu i odjechalem z piskiem opon.
jechalismy niecale 5 minut, kiedy zauwazylem ze Kim zdejmuje swoje buty i uklada kolana pod brode.
Czyzby myslala o tym o co mnie dzisiaj zapytala?
....
Patrzylem na droge. Kimberly usnela.. Rozumiem ja.. ja sam nie wiem co zrobilbym w takiej sytuacji.. Chcociaz wiem.. Zabil bym sukinsyna..
Zrobie to.. On rani moja Kim..
Do domu dojechalismy po 15 minutach. Kimberly ciagle spala. Nie chcialem jej budzic. Wysiadlem z samochodu i obkrazylem go.
Podszedszedlem do drzwi pasarzera i otworzylem je.
Zlapalem moja kryszunke w pozycji panny mlodej, zanioslem ja do sypialnii i przykrylem kocem.
*Oczami Kim.*
Przbudzilam sie w naszej sypialni. Bardzo bolala mnie glowa nawet nie mam pojecia dlaczego.
Unioslam sie na rekach i podparlam na lokciach. Rozejrzalam sie w okolo w poszukiwaniu harrego. Niestety chlopaka nigdzie nie bylo.
Zwleklam sie z lozka zgarniajac przy tym wlosy z twarzy upinajac je w potarganego koka.
Wyszlam z sypialni i dalej szukalam loczka.
Zajrzalam do lazienki która byla obok
Tutaj tez go nie ma.
Zeszlam do salonu..
No.. tak jak myslam.
KANAPA-PIWO-MECZ.
DZOENDOBRY STYLES. - Pomyslalam.
Podeszlam do niego bardzo pocichu i zakrylam mu oczy.
- Wyspalas sie ksiezniczko? - Zapytal zdejmujac moje dlonie z siebie.
- Tak, a która jest godzina?
- 19.49 - usmiechnal sie.
- Jezu juz? To ile ja spalam?
- Kilka godzin. - Zlapal mnie za reke.
Podeszlam do niego i polozylam sie na nim.
- Kocham Cie Harry. - Powiedzialam bardzo cicho.
- Kimberly to teraz.
- Co teraz? -Zdziwilam sie.
- Powiem Ci co do Ciebie czuje, ale prosze nie jestem w tym najlepszy..
- Hazz.. nie mus.- przerwal mi.
*Oczami Harrego.*
- Kimberly...
CHCECIE WIEDZIEC CO BEDZIE DALEJ? <3 KOMENTUJCIE. <3 KOMENTARZE I PYTANIA NA ASKU BARDZO MOTYWUJA. <3
niedziela, 18 sierpnia 2013
Rozdzial 6.
- Zajmuje sie.. Zajmuje sie sprzedaza broni.
- Co? - Zdziwilam sie.. Zdziwilam sie i to bardzo.
- Tak.. Sprzedaje bron.
- MASZ JAKIES W DOMU? - Unioslam sie.
- NIE KRZYCZ. - Warknal.
- Harry.. Trzymasz w domu bron?
- Nie.. w domu nie.
- A czy to jest niebezpieczne?
- Dla mnie nie.. Ja tylko biore kase i daje towar.
- A dla innych?
- Nie interesuje mnie to po co klijentowi bron, daje kase, to mi wystarczy. A teraz juz chodzmy spac. Jestes zmeczona. - Uscisnal mnie.
- - No dobrze. Ale obiecaj mi ze nie bedziesz tego trzymal w domu NIGDY.
- Nie moge Ci tego obiecac Kimberly.
Juz nie odpowiedzialam. CHcialam to orzemilczec.. Polozylam glowe na jego torsie i nawet nie wiem kiedy usnelam.
Rano obudzil mnie zapach jajecznicy.
Wstalam i wyszlam z sypialni Harrego.
Przezszlam obok wielkiego lustra na korytazu.
- Czesc brzydalu. - Powiedzialam do siebie.
Weszlam do kuchni.
- Co? - Zdziwilam sie.. Zdziwilam sie i to bardzo.
- Tak.. Sprzedaje bron.
- MASZ JAKIES W DOMU? - Unioslam sie.
- NIE KRZYCZ. - Warknal.
- Harry.. Trzymasz w domu bron?
- Nie.. w domu nie.
- A czy to jest niebezpieczne?
- Dla mnie nie.. Ja tylko biore kase i daje towar.
- A dla innych?
- Nie interesuje mnie to po co klijentowi bron, daje kase, to mi wystarczy. A teraz juz chodzmy spac. Jestes zmeczona. - Uscisnal mnie.
- - No dobrze. Ale obiecaj mi ze nie bedziesz tego trzymal w domu NIGDY.
- Nie moge Ci tego obiecac Kimberly.
Juz nie odpowiedzialam. CHcialam to orzemilczec.. Polozylam glowe na jego torsie i nawet nie wiem kiedy usnelam.
Rano obudzil mnie zapach jajecznicy.
Wstalam i wyszlam z sypialni Harrego.
Przezszlam obok wielkiego lustra na korytazu.
- Czesc brzydalu. - Powiedzialam do siebie.
Weszlam do kuchni.
- Dzien dobry kochanie. - Przywital mnie Harry.
- Umm. Czesc. - Podeszlam do niego. - Uchalowal mnie w polik.
- Jak sie spalo? - Zapytal.
- DObrze. - Przytulil mnie mocno.. Wspaniala chwila. Czulam sie z nim bardzo bezpieczna.
Te wspaniala chwile przerwal nam jego telefon.
rozmawial przez chwile.
- Musze wyjsc.
- Gdzie?
- Mam klijenta.
- Chce jechac z toba.
- Nie..
- Prosze Cie. Tylko raz.
Zastanowil sie chwile.
- No dobrze. Szybko lec sie ubrac. Ciuchy masz w garderobie.
Szybko tam pobieglam. Zdziwilam sie.
- HARRY ! - Zawolalam go.
- Tak? - Wszedl jak dyby nigdy nic.
- Gdzie sa moje ciuchy?
- Wyrzycialem.
-Dlaczego?
- Byly stare, ale kupilem Ci podobne. Taki sam styl jaki nosilas.
- Ugh. Dobra.
- To sie przebieraj, a ja sobie ppopatrze.
- hahaah chyba snisz.
- Przzeciez ty sie nie wstydzisz swojego ciala.
- No nie wstydze sie, ale.. A zrezta..
Wzielam
i ubralam sie w to.
- OK, gotowa.
- No to jedziemy. - Splutl nasze palce.
Wsiedlismy do samochodu.
Jechalismy jakies 15 minut.
- To jest pierwszy i ostatni raz KImberly..
- Tak wiem..
Podjechalismy pod jakis park.
- Chodz. - Objal mnie w pasie i wyjal paczke z bakaznika.
Podeszlismy pod jakas altane.
- No i gdzie on jest? - zapytalam z poirytowaniem.
- Zaraz bedzie.
Zrobilo sie chlodno.
Nagle w nasz strone zaczal isc meszczyzna w ciemnym plaszczu.
- To on. - Harry objal mnie mocniej. Kiedy podszedl do nas blizej przerazilam sie.. To byl.. To byl mój ojciec..
Schowalam sie za Harrego.
- Co sie stalo Kimberly?
- Harry to on..
- Kto? - Zdziwil sie.
- Mój tata..
Zaczal isc w jego strone pochloniety tym czym mu zaraz zrobi.
- Harry stój !
- Witaj córeczko. - Krzyknal tata.
Podbieglam do Harrego i zatrzymalam go.
- Czego chcesz?
- Chcialbym kupic bron od twojego chlopaczka. On nie wiedzial by kim jestem i do czego jest mi potrzebna, ale napatoczylas sie ty..
- SPIERDALAJ STAD, ZANIM CIE ZAJEBIE. - Krzyknal Harry.
________________________
Przepraszam ze tak dlugo zwlekalam, ale nie wiedzialam o czym pisac.
CHCECIE WIEDZIEC CO BEDZIE DALEJ? KOMENTUJCIE. WASZE KOMENTARZE MOTYWUJA. ;3
MÓJ ASK ! PYTAJCIE. ;3
wtorek, 13 sierpnia 2013
Rozdzial 5.
- Chodz. - Pociagnal mnie na góre.
Wbiegl do moje sypialni i zaczal w pospiechu pakowac moje rzeczy.
- Harry, boje sie. - Wyjakalam przez lzy.
- Wiem kochanie, wiem. - Podszedl do mnie i przytulil mnie.
- Przeciez tak nie moze byc caly czas.
Nic nie odpowiedzial, wzial torbe z moimi rzeczmi i zaczal isc w strone drzwi. Ja stalam i patrzylam na prawie pusty pokoj.
- Chodz Kimberly.. - Zdziwil sie. - Po reszte rzeczy przyjedziemy jutro.
- nie chodzi o to.. Od kad ucieklam z domu, nigdzie indziej nie mieszkalam..
- Chodz. - Podszedl do mnie. Musimy isc.
Wsiedlismy do samochodu. Jechalimy jakies 30 minut. Caly czas mialam wrazenie jakby ktos za nami jechal. Tak jak wtedy za pierwszym razem.
Nie powiedzialam nic Harremu.
- Wszystko ok? - Zapytal, kladac mi swoja reke na moim udzie.
- Harry, nie chce Cie narazac.. On mnie znajdzie.. Znajdzie mnie wszedzie.
- Wtedy ja bede przy tobie, i Cie obronie.. Zabije go.
- Harr.. - Przerwal mi dziwiek sms'a.
Wyciagnelam mój Iphone z kieszeni, ale nie zdazylam przeczytac, bo Harry wyrwal mi telefon.
Przyczytal wiadomosc i rzucil go na posadzke pod moimi nogami. Widzial ze jest bardzo zdenerwowany.
Podnioslam telefon. ' WIDZE ZE DOM JEST PUSTY. SWIETNIE. WIEM ZE SIE MNIE BOJISZ. DO ZOBACZENIA CÓRECZKO. '
- Harry boje sie, i to nie na zarty.
Nic nie odpowiedzial tylko przyspieszyl.
W koncu..
Dojechalismy na miejsce. Harry zaparkowal pod wielka willa.
- To twój dom? - Zdziwilam sie.
- Tak, chodz. - Pociagnal mnie za reke.
Weszlismy do srodka, bylo bardzo nowoczesnie.
- Harry?
- Tak?
- Gdzie jest lazienka?
- Na górze. Prosto po schodach, i pierwsze drzwi na lewo.
- Dobrze. To ja pójde sie odswierzyc.. Tylko um.. gdzie mam spac? - Zapytalam niepewnie.
- Ze mna. - usmiechnal sie.
- jestes pewien? Strasznie sie kopie.
- Tak. Podszedl do mnie bardzo blisko. - Komberly.. Moge Cie pocalowac?
Usmiechnelam sie i lekko kiwnelam glowa.
Zlaczyl nasze usta w namietnym pocalunku.
* Oczami Harrego. *
Oderwalismy sie od siebie kiedy zabraklo nam tchu.
- Ok, to ja pójde. - Weszla na gore.
Ja w tym czasie zrobilem tosty i ogarnalem w salonie.
Nagle zobaczylem jak ze schodów schodzi Kimberly. Miala na sobie moja koszulke, która siegala jej go kolan. Wygladala slicznie.
- Umm.. Harry, mam nadzieje ze nie jestes zly ze wzielam twoja koszulke, ale nie spakowales mojej pizamy.
- Oczywiscie ze nie. Wygladasz pieknie. - Lekko sie zarumienila.
- Chodz. Zrobilem kolacje.
Usiadla na krzesle i zaczela jesc.
Kiedy zjedlismy zaprowadzielm ja do sypialni.
- Ok, ty sobie lez, a ja pójde sie wykapac.
Poszedlem wziasc prysznic.
Kiedy wrócilem Kimberly grzebala w swoim telefonie, ale kiedy mnie zobaczyla od razu polozyla go na stoliku obok lozka.
Poklepala miejsce obok siebie na znak, abym sie polozyl obok niej.
Tak zrobilem.
Wtulilem ja w siebie.
Polozyla glowe na moim torsie, a ja zaczalem bawic sie jej wlosami.
- Uwielbiam to. - Zamruczala.
- Co jeszcze lubisz?
- Uwielbiam czekolade. - Lekko sie zasmiala.
- A masz jakies fobie?
- Bardzo boje sie klaunów.
Zasmialem sie.
- A ja o tobie nic nie wiem. - Podniosla glowe.
- Hm.. A co chcialabys wiedziec?
- Ile masz lat?
- 19. A ty?
- 17.
- Smarkula. - Zasmialem sie.
- Twój ulubiony kolor?
- Pomaranczowy.
- Tez go uwielbiam. - Musnela moje wargi.
- A.. Harry.. Czym sie zajmujesz?
Zatkalo mnie. Wiedzialem ze kiedys o to zapyta.
- Musze Ci mowic? Nie mozesz zyc ze mna bez tej wiedzy?
- Tak. Chcialabym wiedziec.
Chwile sie zastanowilem. Kocham ja, wiec jej powiem. Zadnej innej o tym nie mówilem.
- Zajmuje sie...
CHCECIE WIEDZIEC CO BEDZIE DALEJ? - KOMENTUJCIE. ;3 MOTYWUJE I TO BARDZO. ;3
PRZEPRASZAM ALE NIE MAM JAKOS WENY,. ;3
Wbiegl do moje sypialni i zaczal w pospiechu pakowac moje rzeczy.
- Harry, boje sie. - Wyjakalam przez lzy.
- Wiem kochanie, wiem. - Podszedl do mnie i przytulil mnie.
- Przeciez tak nie moze byc caly czas.
Nic nie odpowiedzial, wzial torbe z moimi rzeczmi i zaczal isc w strone drzwi. Ja stalam i patrzylam na prawie pusty pokoj.
- Chodz Kimberly.. - Zdziwil sie. - Po reszte rzeczy przyjedziemy jutro.
- nie chodzi o to.. Od kad ucieklam z domu, nigdzie indziej nie mieszkalam..
- Chodz. - Podszedl do mnie. Musimy isc.
Wsiedlismy do samochodu. Jechalimy jakies 30 minut. Caly czas mialam wrazenie jakby ktos za nami jechal. Tak jak wtedy za pierwszym razem.
Nie powiedzialam nic Harremu.
- Wszystko ok? - Zapytal, kladac mi swoja reke na moim udzie.
- Harry, nie chce Cie narazac.. On mnie znajdzie.. Znajdzie mnie wszedzie.
- Wtedy ja bede przy tobie, i Cie obronie.. Zabije go.
- Harr.. - Przerwal mi dziwiek sms'a.
Wyciagnelam mój Iphone z kieszeni, ale nie zdazylam przeczytac, bo Harry wyrwal mi telefon.
Przyczytal wiadomosc i rzucil go na posadzke pod moimi nogami. Widzial ze jest bardzo zdenerwowany.
Podnioslam telefon. ' WIDZE ZE DOM JEST PUSTY. SWIETNIE. WIEM ZE SIE MNIE BOJISZ. DO ZOBACZENIA CÓRECZKO. '
- Harry boje sie, i to nie na zarty.
Nic nie odpowiedzial tylko przyspieszyl.
W koncu..
Dojechalismy na miejsce. Harry zaparkowal pod wielka willa.
- To twój dom? - Zdziwilam sie.
- Tak, chodz. - Pociagnal mnie za reke.
Weszlismy do srodka, bylo bardzo nowoczesnie.
- Harry?
- Tak?
- Gdzie jest lazienka?
- Na górze. Prosto po schodach, i pierwsze drzwi na lewo.
- Dobrze. To ja pójde sie odswierzyc.. Tylko um.. gdzie mam spac? - Zapytalam niepewnie.
- Ze mna. - usmiechnal sie.
- jestes pewien? Strasznie sie kopie.
- Tak. Podszedl do mnie bardzo blisko. - Komberly.. Moge Cie pocalowac?
Usmiechnelam sie i lekko kiwnelam glowa.
Zlaczyl nasze usta w namietnym pocalunku.
* Oczami Harrego. *
Oderwalismy sie od siebie kiedy zabraklo nam tchu.
- Ok, to ja pójde. - Weszla na gore.
Ja w tym czasie zrobilem tosty i ogarnalem w salonie.
Nagle zobaczylem jak ze schodów schodzi Kimberly. Miala na sobie moja koszulke, która siegala jej go kolan. Wygladala slicznie.
- Umm.. Harry, mam nadzieje ze nie jestes zly ze wzielam twoja koszulke, ale nie spakowales mojej pizamy.
- Oczywiscie ze nie. Wygladasz pieknie. - Lekko sie zarumienila.
- Chodz. Zrobilem kolacje.
Usiadla na krzesle i zaczela jesc.
Kiedy zjedlismy zaprowadzielm ja do sypialni.
- Ok, ty sobie lez, a ja pójde sie wykapac.
Poszedlem wziasc prysznic.
Kiedy wrócilem Kimberly grzebala w swoim telefonie, ale kiedy mnie zobaczyla od razu polozyla go na stoliku obok lozka.
Poklepala miejsce obok siebie na znak, abym sie polozyl obok niej.
Tak zrobilem.
Wtulilem ja w siebie.
Polozyla glowe na moim torsie, a ja zaczalem bawic sie jej wlosami.
- Uwielbiam to. - Zamruczala.
- Co jeszcze lubisz?
- Uwielbiam czekolade. - Lekko sie zasmiala.
- A masz jakies fobie?
- Bardzo boje sie klaunów.
Zasmialem sie.
- A ja o tobie nic nie wiem. - Podniosla glowe.
- Hm.. A co chcialabys wiedziec?
- Ile masz lat?
- 19. A ty?
- 17.
- Smarkula. - Zasmialem sie.
- Twój ulubiony kolor?
- Pomaranczowy.
- Tez go uwielbiam. - Musnela moje wargi.
- A.. Harry.. Czym sie zajmujesz?
Zatkalo mnie. Wiedzialem ze kiedys o to zapyta.
- Musze Ci mowic? Nie mozesz zyc ze mna bez tej wiedzy?
- Tak. Chcialabym wiedziec.
Chwile sie zastanowilem. Kocham ja, wiec jej powiem. Zadnej innej o tym nie mówilem.
- Zajmuje sie...
CHCECIE WIEDZIEC CO BEDZIE DALEJ? - KOMENTUJCIE. ;3 MOTYWUJE I TO BARDZO. ;3
PRZEPRASZAM ALE NIE MAM JAKOS WENY,. ;3
poniedziałek, 12 sierpnia 2013
Rozdzial 4.
- Lou, jedz szybciej..
Po 15 mintach bylismy na miejcu. Szybko wbieglam do domu, i ku mojemu zdziwieniu Harry siedzial na kanapie i rozmawial z moja mama.
- Kimberly.. Louis.. Dzieci. - Oczy jej sie zaszlily, Podbiegla do nas i mocno nas przytulila.
Mimo ze z Lou nie jestesmy rozdzenstwem, kiedy mieszkalam w Doncester bardzo sie przyjaznilismy, tak samo jak mama moja i Lou.
Oni tez mieli podobna sytuacje, Pan Calvin bil Lou.
Oderwalismy sie od mamy.
- Harry. - Spojrzalam na niego.
- Kimberly..
- Gdzie jest ojciec? - Spojrzalam najpierw na mame, potem na Harrego.
- Nie ma kochanie.. - Mama posmutniala. - Wyrzucilam go.
Lou poszedl do Harrego.
- Jak to wyrzucilas? Gdzie on jest.
- Tak.. Wyrzucilam.. Nie wiem kochanie..
- Ale ja wiem. - Zdenerwowalam sie. - Byl u mnie w domu.
- Kochanie nie denerwuj sie, jego juz nie ma.
- Jak mam sie nie denerwowac? Myslisz ze kiedy sie go pozbylas ja do Ciebie wróce?
- Harry jedziemy. - Podeszlam do chlopaka.
- Ale Kimberly..
- Jedziemy.
- Dziekuje pani. - Harry podal jej reke.
- Ja równiez. Do widzenia dzieci.
- DO zobaczenia ciociu. - Rzucil Lou na odchodnym.
Wsiadlam do samochodu Hazzy.
- Co Ci powiedziala? - Zapytalam.
- Ze go wyrzucila w zeszlym miesacu.. Pewnie przeniósl sie do Londynu i bedzie chcial Cie szukac.
- Harry ! On mnie znalazl. - Krzyknelam.
- Wiem Kochanie, wiem.. - Polozyl reke na moim udzie.
Jechalismy jeszcze kilkanascie minut. Lou juz dawno dojechal do siebie.
Kiedy dojechalismy do domu bylam w szoku.. Mój ogród.. Co jest grane? Wszystko jest zdemolowane..
- Kimberly wejdz do srodka, ja sie rozejrze.
- Ale..
- Szybko !
Zrobilam jak mi kazal. Weszlam do salonu i usiadlam.
Czekalam na niego kilka minut.
- Teren czysty, ale lezalo tam to. - Podal mi kartke.
' TWÓJ OCHRONIAZ CI NIE POMOZE, JA I TAK CIE DOPADNE. ' - Harry. - Rozplakalam sie.
- Cii. Kiedy jestes ze mna nikt Ci nie zrobi krzywdy.
- Wiem..
- Ale tak czy tak nie jestes zbyt bezpieczna z tym domu.
- I co teraz?
- Przeprowadzisz sie do mnie..
- Dobrze. - Przytaknelam.
- Ja pójde na góre spakowac twoje rzeczy, a ty zaczekaj. - Powiedzial.
- Nie, pójde z toba.. - W tym momencie zadzwonil telefon.
- Hallo? - Zapytalam.
- LEPIEJ NIE WYGLADAJ PRZEZ OKNO ! - Powiedzial jakis mezczyzna w sluchawce i rozlaczyl sie..
Upuscilam telefon. losnik mialam dosyc glosny dlatego Harry wszystko slyszal.
Spojrzalam na niego przerazona.
- Chodz. - Pociagnal mnie na góre.
_______________
BARDZO WAS PRZEPRASZAM ZE TAK DLUGO CZEKALISCIE, I ZA TO ZE JEST TAKI KRÓTKI ALE SA WAKACJE I NIE MIALAM ZBYT DUZO CZASU. ;C
NADROBIE TO DODAJAC KOLEJNY IMAGIN JUTRO. ;3
A W ROKU SZKOLNYM BEDZIE ICH DUZO, BO TUTAJ W IRLANDI ZE SZKOLA JEST TROCHE INACZEJ NIZ W POLSCE. ;3
KOCHAM WAS. XX
http://ask.fm/JudieDreamers - MACIE JAKIES PYTANIA DOTYCZACY IMAGINA I NIE TYLKO? - SMIALO. ;3
Po 15 mintach bylismy na miejcu. Szybko wbieglam do domu, i ku mojemu zdziwieniu Harry siedzial na kanapie i rozmawial z moja mama.
- Kimberly.. Louis.. Dzieci. - Oczy jej sie zaszlily, Podbiegla do nas i mocno nas przytulila.
Mimo ze z Lou nie jestesmy rozdzenstwem, kiedy mieszkalam w Doncester bardzo sie przyjaznilismy, tak samo jak mama moja i Lou.
Oni tez mieli podobna sytuacje, Pan Calvin bil Lou.
Oderwalismy sie od mamy.
- Harry. - Spojrzalam na niego.
- Kimberly..
- Gdzie jest ojciec? - Spojrzalam najpierw na mame, potem na Harrego.
- Nie ma kochanie.. - Mama posmutniala. - Wyrzucilam go.
Lou poszedl do Harrego.
- Jak to wyrzucilas? Gdzie on jest.
- Tak.. Wyrzucilam.. Nie wiem kochanie..
- Ale ja wiem. - Zdenerwowalam sie. - Byl u mnie w domu.
- Kochanie nie denerwuj sie, jego juz nie ma.
- Jak mam sie nie denerwowac? Myslisz ze kiedy sie go pozbylas ja do Ciebie wróce?
- Harry jedziemy. - Podeszlam do chlopaka.
- Ale Kimberly..
- Jedziemy.
- Dziekuje pani. - Harry podal jej reke.
- Ja równiez. Do widzenia dzieci.
- DO zobaczenia ciociu. - Rzucil Lou na odchodnym.
Wsiadlam do samochodu Hazzy.
- Co Ci powiedziala? - Zapytalam.
- Ze go wyrzucila w zeszlym miesacu.. Pewnie przeniósl sie do Londynu i bedzie chcial Cie szukac.
- Harry ! On mnie znalazl. - Krzyknelam.
- Wiem Kochanie, wiem.. - Polozyl reke na moim udzie.
Jechalismy jeszcze kilkanascie minut. Lou juz dawno dojechal do siebie.
Kiedy dojechalismy do domu bylam w szoku.. Mój ogród.. Co jest grane? Wszystko jest zdemolowane..
- Kimberly wejdz do srodka, ja sie rozejrze.
- Ale..
- Szybko !
Zrobilam jak mi kazal. Weszlam do salonu i usiadlam.
Czekalam na niego kilka minut.
- Teren czysty, ale lezalo tam to. - Podal mi kartke.
' TWÓJ OCHRONIAZ CI NIE POMOZE, JA I TAK CIE DOPADNE. ' - Harry. - Rozplakalam sie.
- Cii. Kiedy jestes ze mna nikt Ci nie zrobi krzywdy.
- Wiem..
- Ale tak czy tak nie jestes zbyt bezpieczna z tym domu.
- I co teraz?
- Przeprowadzisz sie do mnie..
- Dobrze. - Przytaknelam.
- Ja pójde na góre spakowac twoje rzeczy, a ty zaczekaj. - Powiedzial.
- Nie, pójde z toba.. - W tym momencie zadzwonil telefon.
- Hallo? - Zapytalam.
- LEPIEJ NIE WYGLADAJ PRZEZ OKNO ! - Powiedzial jakis mezczyzna w sluchawce i rozlaczyl sie..
Upuscilam telefon. losnik mialam dosyc glosny dlatego Harry wszystko slyszal.
Spojrzalam na niego przerazona.
- Chodz. - Pociagnal mnie na góre.
_______________
BARDZO WAS PRZEPRASZAM ZE TAK DLUGO CZEKALISCIE, I ZA TO ZE JEST TAKI KRÓTKI ALE SA WAKACJE I NIE MIALAM ZBYT DUZO CZASU. ;C
NADROBIE TO DODAJAC KOLEJNY IMAGIN JUTRO. ;3
A W ROKU SZKOLNYM BEDZIE ICH DUZO, BO TUTAJ W IRLANDI ZE SZKOLA JEST TROCHE INACZEJ NIZ W POLSCE. ;3
KOCHAM WAS. XX
http://ask.fm/JudieDreamers - MACIE JAKIES PYTANIA DOTYCZACY IMAGINA I NIE TYLKO? - SMIALO. ;3
niedziela, 11 sierpnia 2013
Przeprosiny.
Kochani. <3 Chcialam was bardzo przeprosic, ze nie dodaje imaginow, ale mam takie male problrmy. ;/ Postaram sie to nadrobic. ;3 Dodam wieczorem. ;3
poniedziałek, 5 sierpnia 2013
Rozdzial 3.
Obudzilam sie w calkiem dobrym humorze. Bardzo sie wyspalam..
Przetarlam lekko oczy i spojrzalam na chlopaka na którym lezalam.. Nie spal.
- Dzien dory Kimberly. - Usmiechnal sie i pocalowal mnie w czolo.
- Harry.. Kim.. Prosze, naucz sie.
- Nie. Dla mnie bedziesz zawsze KImberly kochanie.
- Ugh. - Chrzaknelam.
- Dlugo nie spisz? - Zapytalam.
- Od jakis 3 godzin.
- Dlaczego mnie nie obudziles?
- Nie chcialem, tak slodko spalas. - USmiechnal sie, a ja odwzajemnilam usmiech.
Lezelismy tak jeszcze przez dobra godzine, ale musielismy wstac, poniewaz odezwaly sie nasze zoladki.
Weszlismy do kuchni.
- CO chcesz jesc? - Zapytalam otwierajac lodówke.
- Zdam sie na Ciebie.
Postanowilam zrobic nalesniki z czekolada. Wyjelam wszystkie skladniki.
Kiedy wsypywalam make, Harry podszedl do mnie od tylu, i przytulil. Przestraszylam sie, bo nie spodziewalam sie takiego gestu, dlatego niechcacy obsypalam go maka.
- Jezu, Harry, przepraszam. - Zasmialam sie, i zaczelam strzepywac make z jego loczków.
- O nie! ZEMSTA ! - Wykrzyczal lapiac paczke z bialym proszkiem.
- Prosze, nie ! - Zaczelam uciekac, jednak dogonil mnie i zlapal.
- Prosze bardzo. - Wlozyl reke do paczki i obsypal mi wlosy.
Ganaialismy sie po domu obrzycajac maka jak male dzieci. Kiedy sie ogarnelismy, dokonczylam sniadanie.
- Prosze. - Podalam Harremu talezyk. - Usmiechnal sie lekko.
Jedlismy w ciszy.
Kiedy taleze byly juz puste, wzielam je i pozwmywalam. Zrobilam kawe i usiadlam do stolu.
- Kimberly? - Zapytal Hazz niepewnie.
- Hmm?
- Bo.. Twój tata.. Znaczy ja nie chce Cie naciskac, ale dlaczego to robil?
- Nienaciskasz, ok rozumiem, chcesz wiedziec. Ale tak szczerze nie mam pojecia. - Mój glos obnizyl sie. - Mama na to nie reagowala, wiedziala co sie dzieje ale nic nie mowila. Jedynie w bratu mialam oparcie, ale to do pewnego czasu.. Znalazl sobie dziewczyne i bardzo czesto nie bylo go w domu. I ojciec.. - Moje oczy zaszklily sie. - Ojciec wykorzystywal to ze go nie ma i..
- Cii. Dobrze juz wiem. - Podszedl do mnie, a ja wtulialam sie w jego tors.
- Harry, ja sie tak strasznie balam.. - Powiedzialam przez lzy.
- Nie bój sie.. Nic Ci juz nie zrobi, ale gdzie on mieszka? Znaczy gdzie ty mieszkalas.
- No w Doncester.
- Ale ulica. - Zdenerwowal sie troche.
- Harry, co ty chcesz zrobic?
- Nie pozwole zeby ktos Cie tak traktowal i jeszcze straszyl Cie kiedy juz z nimi nie mieszkasz.
- Nie powiem Ci Harry. Nie chce zebys pakowal sie w jakies gówno..
- Kimberly.. - Wysyczal.
- Nie..
- W takim razie sam sie dowiem. - Powiedzial i wwyszedl z domu.
jezu co on chce zrobic? Nie.. Sam sie nie dowie nie ma skad.
Usiadlam na kanapie i zaczelam ogladac telewizje.
Po jakiejs godzinie zadzwonil telefon. To byla Sam.
- Hej Sam.
- Kim.. Harry..
- Co Harry?
- On krzyczy na Lou zeby dal mu twój adres w Doncester. Ale Louis nie daje. Zrób cos z nim.. prosze.
- Co? Dobra zaraz bede.
Ubralam szybko buty i wsiadlam w mój samochód.
Po 15 minutach bylam na miejscu.
Szybko zapukalam do drzwi. Otworzyl mi Lou.
- Kim.. Jego juz nie ma. Przepraszam ale grozil mi ze mnie tez zabije.
- Pojechal do Doncester?
- Chyba tak.. - Posmutnial. - Wejdz do srodka.
- Nie Lou, jedziemy do domu.
- Co? Teraz?
- Tak, on chce zabic mojego ojca, za to.. co.. mi..
- Wiem Kim.. Wiem.. Chodz. - Pozegnal sie z Sam i wsiedlismy do samochodu.
W tym czasie zadzzownilam do Harrego, nie spodziewalam sie ze odbierze, ale jednak.
- Harry gdzie ty jestes? - Zapytalam przerazona.
- Zabije go. Rozumiesz? Zabije i nigdy wiecej Cie nie tknie. - Rozlaczyl sie.
- Lou jedz szybciej...
Chcecie wiedziec co Bedzie dalej? ;3 Komentujcie. <3
Przetarlam lekko oczy i spojrzalam na chlopaka na którym lezalam.. Nie spal.
- Dzien dory Kimberly. - Usmiechnal sie i pocalowal mnie w czolo.
- Harry.. Kim.. Prosze, naucz sie.
- Nie. Dla mnie bedziesz zawsze KImberly kochanie.
- Ugh. - Chrzaknelam.
- Dlugo nie spisz? - Zapytalam.
- Od jakis 3 godzin.
- Dlaczego mnie nie obudziles?
- Nie chcialem, tak slodko spalas. - USmiechnal sie, a ja odwzajemnilam usmiech.
Lezelismy tak jeszcze przez dobra godzine, ale musielismy wstac, poniewaz odezwaly sie nasze zoladki.
Weszlismy do kuchni.
- CO chcesz jesc? - Zapytalam otwierajac lodówke.
- Zdam sie na Ciebie.
Postanowilam zrobic nalesniki z czekolada. Wyjelam wszystkie skladniki.
Kiedy wsypywalam make, Harry podszedl do mnie od tylu, i przytulil. Przestraszylam sie, bo nie spodziewalam sie takiego gestu, dlatego niechcacy obsypalam go maka.
- Jezu, Harry, przepraszam. - Zasmialam sie, i zaczelam strzepywac make z jego loczków.
- O nie! ZEMSTA ! - Wykrzyczal lapiac paczke z bialym proszkiem.
- Prosze, nie ! - Zaczelam uciekac, jednak dogonil mnie i zlapal.
- Prosze bardzo. - Wlozyl reke do paczki i obsypal mi wlosy.
Ganaialismy sie po domu obrzycajac maka jak male dzieci. Kiedy sie ogarnelismy, dokonczylam sniadanie.
- Prosze. - Podalam Harremu talezyk. - Usmiechnal sie lekko.
Jedlismy w ciszy.
Kiedy taleze byly juz puste, wzielam je i pozwmywalam. Zrobilam kawe i usiadlam do stolu.
- Kimberly? - Zapytal Hazz niepewnie.
- Hmm?
- Bo.. Twój tata.. Znaczy ja nie chce Cie naciskac, ale dlaczego to robil?
- Nienaciskasz, ok rozumiem, chcesz wiedziec. Ale tak szczerze nie mam pojecia. - Mój glos obnizyl sie. - Mama na to nie reagowala, wiedziala co sie dzieje ale nic nie mowila. Jedynie w bratu mialam oparcie, ale to do pewnego czasu.. Znalazl sobie dziewczyne i bardzo czesto nie bylo go w domu. I ojciec.. - Moje oczy zaszklily sie. - Ojciec wykorzystywal to ze go nie ma i..
- Cii. Dobrze juz wiem. - Podszedl do mnie, a ja wtulialam sie w jego tors.
- Harry, ja sie tak strasznie balam.. - Powiedzialam przez lzy.
- Nie bój sie.. Nic Ci juz nie zrobi, ale gdzie on mieszka? Znaczy gdzie ty mieszkalas.
- No w Doncester.
- Ale ulica. - Zdenerwowal sie troche.
- Harry, co ty chcesz zrobic?
- Nie pozwole zeby ktos Cie tak traktowal i jeszcze straszyl Cie kiedy juz z nimi nie mieszkasz.
- Nie powiem Ci Harry. Nie chce zebys pakowal sie w jakies gówno..
- Kimberly.. - Wysyczal.
- Nie..
- W takim razie sam sie dowiem. - Powiedzial i wwyszedl z domu.
jezu co on chce zrobic? Nie.. Sam sie nie dowie nie ma skad.
Usiadlam na kanapie i zaczelam ogladac telewizje.
Po jakiejs godzinie zadzwonil telefon. To byla Sam.
- Hej Sam.
- Kim.. Harry..
- Co Harry?
- On krzyczy na Lou zeby dal mu twój adres w Doncester. Ale Louis nie daje. Zrób cos z nim.. prosze.
- Co? Dobra zaraz bede.
Ubralam szybko buty i wsiadlam w mój samochód.
Po 15 minutach bylam na miejscu.
Szybko zapukalam do drzwi. Otworzyl mi Lou.
- Kim.. Jego juz nie ma. Przepraszam ale grozil mi ze mnie tez zabije.
- Pojechal do Doncester?
- Chyba tak.. - Posmutnial. - Wejdz do srodka.
- Nie Lou, jedziemy do domu.
- Co? Teraz?
- Tak, on chce zabic mojego ojca, za to.. co.. mi..
- Wiem Kim.. Wiem.. Chodz. - Pozegnal sie z Sam i wsiedlismy do samochodu.
W tym czasie zadzzownilam do Harrego, nie spodziewalam sie ze odbierze, ale jednak.
- Harry gdzie ty jestes? - Zapytalam przerazona.
- Zabije go. Rozumiesz? Zabije i nigdy wiecej Cie nie tknie. - Rozlaczyl sie.
- Lou jedz szybciej...
Chcecie wiedziec co Bedzie dalej? ;3 Komentujcie. <3
sobota, 3 sierpnia 2013
Rozdzial 2.
Nagle zadzwonil dzwonek do drzwi - Punkt 18. - To Harry. Od razu wiedzialam..
- Slicznie wygladasz. - Przywital mnie cieplym usmiechem.
- Ta dzieki, ale jakos nie widzi mi sie tam z toba isc.
- A mi sie nie widzi, zebys miala fochy przez caly wieczór. Idziesz i koniec. - Podniósl glos.
- Dobra. Jezeli mamy isc to chodzmy. - Wyszlam z domu i zamknelam drzwi.
Harry podbiegl do auta i otworzyl mi drzwi. Wspielam sie na fotel, kiedy in sam okrazal samochód aby zajac swoje miejsce.
- Skad jestes? - Zapytal kiedy ruszylismy.
- Z Doncester. - Wysukalam. W oczach mialam juz szklanki. Od razu przypomnialy mi sie chwile z rodzina, kiedy tata mnie bil i molestowal, a mama nic z tym nie robila.
- Jeden z moich przyjaciól - Louis jest z Doncester, moze sie znacie. - Spojrzal na mnie i zobaczyl lzy namoich policzkach. - Co sie stalo Kimberly?
- Kim.. - Poprawilam go. - Tak moze sie znamy. - Wymusilam usmiech.
* Oczami Harrego. *
Dlaczego ona placze? Zapytalam skad jest. Moze cos nie tak z jej rodzina?
Postanowilem nie drazyc tematu, jak bedzie gotowa sama mi powie.
* Oczami Kim. *
Nie chce.. Jeszcze nie teraz. Nie chce mówic o tym wszystkim Harremu. My prawie sie nie znamy..
Moze kiedys mu powiem.
- Jestesmy. - Z myslenia wyrwal mnie chlopak.
Stalismy przed duzym domem, a nawet mozna powiedziec willa.
- Chodz ! - Zlapal mnie za reke i wprowadzil do srodka.
Przywital nas niezle wstawiony mulat.
- Zayn, to jest Kimberly, Kimberly to jest Zayn. - Harry przedstawil nas sobie.
- Kim. - Znów go poprawilam. Czy on sie nigdy nie nauczy?
- Chodz, pójdziemy do reszty.
Pozostali przyjaciele Harrego siedzieli przy malym barku wokól wielkiego tlumu ludzi.
- Chlopaki, to jest Kimberl.. - Przerwalam mu. Dosyc.
- Kim. - Podnioslam na niego glos.
- Nie podnos na mnie glosu - Krzyknal. - Kimberly to jest Niall, Liam i..
- Louis. - Usmiechnelam sie.
- Znacie sie? - Zdziwlili sie wszyscy.
- Tak, mieszkalismy na przeciwko siebie. - Odpowiedzial Lou. - Ale Kim uc.. - Pokiwalam blagajaco glowa.
- Kim Co? - Zapytal Harry.
- Nic. Nie twoja sprawa. - Odpowiedzialam.
- Owszem Kimberly. Teraz jestes moja.. - Nie dokonczyl bo Zayn mu przerwal.
- Nowa zabawka.
- Zamknij morde, i nawet tak na nia nie mów - Harry zblizyl sie do Zayn'a, ale zlapalam go za reke.
- Kimberly zostaw mnie !
- Nie ! - Krzyknelam.
- Kimberly, nie pozwole zeby tak na Ciebie mowil. - Chyba serio mu na mnie zalezalo.. Czas pokazac Zaynowki jaka zabawka Harrego jestem.
Podeszlam do harrego, stanelam na palcach i lekko musnelam jego usta.
Harry wydawal sie byc usatysfakcjonowany sytuacja widzac mine Zayna, bo usmiechnal sie lekko i poblebil mój pocalnek.
Zayn odszedl.
- Dlaczego tak powiedzial? - Zapytalam.
- Chodz.. Wszystko Ci wyjasnie. - Zaprowadzil mnie do jakiegos pokoju. - Kimberly.. Ja mialem w zyciu wiele dziewczyn, na prawde wiele, ale ja tylko z nimi sypialem, nic wiecej, na tobie mi zalezy.. na prawde.
- Dobrze Harry, dam Ci szanse, ale obiecaj mi ze nie bede twoja ' Zabawka ' - Unioslam rece na znak cudzyslowiu.
- Obiecuje. - Zblizyl sie do mnie i pocalowal mnie lekko.
- Dobra chodz na dól, pic mi sie chce. - Pociagnelam go za reke.
Zeszlismy po schodach do salonu, gdzie roilo sie od nawalonych nastolatków.
Harry wzial drinki, i usiedlismy na kanapie obok Louis'a.
Obejmowal mnie i calowal caly czas.
Chwile rozmawialismy, kiedy nagle zobaczylam placzaca dziewczyna która Zayn bardzo szarpie, rozbiera i ciagnie do jakiegos pokoju. W moich oczach momentalnie stanely lzy. Wiedzialam co chce jej zrobic, dlatego sztbko zareagowalam. Nie chcialam aby dzialo jej sie to co mnie.
- HARRY ! - Krzyknelam.
- Co sie stalo? - Objal mnie ramieniem.
- Pomóz jej, ona potrzebuje pomocy ! - Louis spojrzal na mnie. Wiedzial o co mi chodzi, bo równiez widzial te sytuacje.. Rozplakalam sie.
- Ale kto? Kimberly.. Uspokój sie i powiedzi kto...
- Tamta dziewczyna, Zayn zaciagnal ja do pokoju, ona plakala, a on ja rozbieral. Harry, ona tego nie chce.
- Kimber.. - Przerwalam mu.
- Pomoz jej. Weszli tam. - Wskazalam palcem na drzwi.
Harry zdziwiony wykonal moje polecenie, i udal sie do pokoju w którym przebywal Zayn z tamta dziewczyna.
Zostalam sama z Lou.
- Masz. - Wreczyl mi chusteczke. - Kim.. Ty musisz mi powiedziec.
- Ale Lou.. Ja..
- JAk widzialem, postanowilas dac mu szanse.. Nie mozesz mukrywac tego przez caly czas.
- Ja.. Powiem mu, ale jeszcze nie teraz..
- Musisz mu to powiedziec. Kim.. On traktuje Cie jakos inaczej, gdyby jakas byla jego dziewczyna poprosila go aby komus pomógl, odprawil by ja z kwitkiem. Kim.. jemu na tobie zalezy.
- Ale Zayn powiedzial ze jestem jego kolejna zabawka.
- Bo tak bylo.. Znaczy nie z toba.. Z innymi dziewczynmi. Bawil sie nimi, mial je na jeden raz, ale Ty.. Z toba jest inaczej. - Spojrzal mi w oczy.
- Dobrze.. Powiem mu dzisiaj. - Spojrzalam na Louis'a, a zaraz na drzwi z których wychodzil Harry z zaplakana dziewczyna.
Podeszli do nas.
- Jezu, dziekuje. - Przytulila go dziewczyna. - On.. On chcial.. - Jeszcze bardziej sie rozplakala.
- Cii. - przutylil ja.
- Samanta. - Wyciagnela w moja strone reke. - Ale wole Sam.
- Kimberly. - Ale wole Kim. - Usmiechnelam sie milo, i przyjelam jej gest.
Siedzielismy tak jeszcze przez jakis czas, az zrobilam sie strasznie zmeczona.
- Harry, jedzmy juz.
- Chodz. - Wstal i wyciagnal reke.
Pozegnalam sie z Louisem, i wymienilam numerem z Sam.
Byla bardzo mila, zaprzyjaznilam sie z nia. A na dodatek, widzialam po Lou ze chyba mu sie spodobala.
Kiedy wychodzilismy mialam wrazenie, ze ktos za nami idzie, jednak nie zwracalam na to uwagii, bo bylam z Harrym, czólam sie z nim bezpiecznie.
Wsiedlismy do samochodu i jechalismy w ciszy.
Kiedy dojechalismy do mnie do domu, wciaz czulam na sobie czyjsc wzrok, i to nie byl wzrok Harrego.
- Harry? - Zapytalam nie pewnie, zanim wysiadlam z samochodu.
- Ym?
- Móglbys zostac u mnie na noc? Od tej imprezy, czuje ze ktos na mie patrzy, Boje sie.
- Tak, pewnie. - Odpowiedzial z usmiechem.
Kiedy weszlismy do domu, zobaczylam wybita szybe w kuchnii. Na podlodze lezal kamyk owiniety w kartke. Podnioslam ja o przeczytalam w myslach.
' ZNALAZLEM CIE, NIE MYSL ZE JEZELI UCIEKLAS Z DOMU, JA NIE KONTYNUUJE TEGO CO ZACZALEM JESZCZE W DOMU. ' - Balam sie. Balam jak cholera. Do oczu naplynely mi lzy.
Harry wyrwal mi kartke i przeczytal ja na glos.
- Kto to napisal Kimberly?
- Mój.. ojciec?
- Co? Dlaczego? Co zaczal w domu. - Rozplakalam sie.
- Kimberly, dlaczego jak pytam o twój dom placzesz, dlaczego tak zareagowalas dzis na Samante?
- Harry ! On.. On mnie molestowal. On mnie gwalcil rozumiesz?
- Zabije go. - Wysyczal przez zeby.
- Nie Harry. Prosze nie. Ja sie boje, on wie gdzie ja mieszkam.
- Chodz Kimberly.. Polozymy sie spac.
Poszlam na góre i rozebralam sie do bielizny. Tak sie polozylam.
Harry stal na lozkiem i na mnie patrzyl. Poklepalam miejsce obok mnie, aby sie polozyl.
Zdjal spodnie i wsunal sie pod koldre.
Wtulilam sie w niego, czulam sie przy nim bezpieczna. Nawet nie wiem kiedy zasnelam.
* Oczami Harrego. *
Kimberly juz spala. Ja jednak nie moglem.
Zabije tego kutasa. Jak on mogl robic jej takie rzeczy? No jak? Jest zwyklym smieciem.
Dobrze wiem ze Kimberly nie powie mi gdzie mieszkala, dlatego jutro zapytam Louis'a. Znajdego tego.. tego smiecia. Znajde i zabije.
No. <3 To tyle. ;3 Postaram sie dodac jeszcze jeden rozdzial, ale to wieczorem. <3
Chcecie wiedziec co bedzie dalej? Komentujecie chociaz z Anonima. <3 Motywuje mnie to do dale
-
Zeszlismy po schodach do salonu, gdzie roilo sie od nawalonych nastolatków.
Harry wzial drinki, i usiedlismy na kanapie obok Louis'a.
Obejmowal mnie i calowal caly czas.
Chwile rozmawialismy, kiedy nagle zobaczylam placzaca dziewczyna która Zayn bardzo szarpie, rozbiera i ciagnie do jakiegos pokoju. W moich oczach momentalnie stanely lzy. Wiedzialam co chce jej zrobic, dlatego sztbko zareagowalam. Nie chcialam aby dzialo jej sie to co mnie.
- HARRY ! - Krzyknelam.
- Co sie stalo? - Objal mnie ramieniem.
- Pomóz jej, ona potrzebuje pomocy ! - Louis spojrzal na mnie. Wiedzial o co mi chodzi, bo równiez widzial te sytuacje.. Rozplakalam sie.
- Ale kto? Kimberly.. Uspokój sie i powiedzi kto...
- Tamta dziewczyna, Zayn zaciagnal ja do pokoju, ona plakala, a on ja rozbieral. Harry, ona tego nie chce.
- Kimber.. - Przerwalam mu.
- Pomoz jej. Weszli tam. - Wskazalam palcem na drzwi.
Harry zdziwiony wykonal moje polecenie, i udal sie do pokoju w którym przebywal Zayn z tamta dziewczyna.
Zostalam sama z Lou.
- Masz. - Wreczyl mi chusteczke. - Kim.. Ty musisz mi powiedziec.
- Ale Lou.. Ja..
- JAk widzialem, postanowilas dac mu szanse.. Nie mozesz mukrywac tego przez caly czas.
- Ja.. Powiem mu, ale jeszcze nie teraz..
- Musisz mu to powiedziec. Kim.. On traktuje Cie jakos inaczej, gdyby jakas byla jego dziewczyna poprosila go aby komus pomógl, odprawil by ja z kwitkiem. Kim.. jemu na tobie zalezy.
- Ale Zayn powiedzial ze jestem jego kolejna zabawka.
- Bo tak bylo.. Znaczy nie z toba.. Z innymi dziewczynmi. Bawil sie nimi, mial je na jeden raz, ale Ty.. Z toba jest inaczej. - Spojrzal mi w oczy.
- Dobrze.. Powiem mu dzisiaj. - Spojrzalam na Louis'a, a zaraz na drzwi z których wychodzil Harry z zaplakana dziewczyna.
Podeszli do nas.
- Jezu, dziekuje. - Przytulila go dziewczyna. - On.. On chcial.. - Jeszcze bardziej sie rozplakala.
- Cii. - przutylil ja.
- Samanta. - Wyciagnela w moja strone reke. - Ale wole Sam.
- Kimberly. - Ale wole Kim. - Usmiechnelam sie milo, i przyjelam jej gest.
Siedzielismy tak jeszcze przez jakis czas, az zrobilam sie strasznie zmeczona.
- Harry, jedzmy juz.
- Chodz. - Wstal i wyciagnal reke.
Pozegnalam sie z Louisem, i wymienilam numerem z Sam.
Byla bardzo mila, zaprzyjaznilam sie z nia. A na dodatek, widzialam po Lou ze chyba mu sie spodobala.
Kiedy wychodzilismy mialam wrazenie, ze ktos za nami idzie, jednak nie zwracalam na to uwagii, bo bylam z Harrym, czólam sie z nim bezpiecznie.
Wsiedlismy do samochodu i jechalismy w ciszy.
Kiedy dojechalismy do mnie do domu, wciaz czulam na sobie czyjsc wzrok, i to nie byl wzrok Harrego.
- Harry? - Zapytalam nie pewnie, zanim wysiadlam z samochodu.
- Ym?
- Móglbys zostac u mnie na noc? Od tej imprezy, czuje ze ktos na mie patrzy, Boje sie.
- Tak, pewnie. - Odpowiedzial z usmiechem.
Kiedy weszlismy do domu, zobaczylam wybita szybe w kuchnii. Na podlodze lezal kamyk owiniety w kartke. Podnioslam ja o przeczytalam w myslach.
' ZNALAZLEM CIE, NIE MYSL ZE JEZELI UCIEKLAS Z DOMU, JA NIE KONTYNUUJE TEGO CO ZACZALEM JESZCZE W DOMU. ' - Balam sie. Balam jak cholera. Do oczu naplynely mi lzy.
Harry wyrwal mi kartke i przeczytal ja na glos.
- Kto to napisal Kimberly?
- Mój.. ojciec?
- Co? Dlaczego? Co zaczal w domu. - Rozplakalam sie.
- Kimberly, dlaczego jak pytam o twój dom placzesz, dlaczego tak zareagowalas dzis na Samante?
- Harry ! On.. On mnie molestowal. On mnie gwalcil rozumiesz?
- Zabije go. - Wysyczal przez zeby.
- Nie Harry. Prosze nie. Ja sie boje, on wie gdzie ja mieszkam.
- Chodz Kimberly.. Polozymy sie spac.
Poszlam na góre i rozebralam sie do bielizny. Tak sie polozylam.
Harry stal na lozkiem i na mnie patrzyl. Poklepalam miejsce obok mnie, aby sie polozyl.
Zdjal spodnie i wsunal sie pod koldre.
Wtulilam sie w niego, czulam sie przy nim bezpieczna. Nawet nie wiem kiedy zasnelam.
* Oczami Harrego. *
Kimberly juz spala. Ja jednak nie moglem.
Zabije tego kutasa. Jak on mogl robic jej takie rzeczy? No jak? Jest zwyklym smieciem.
Dobrze wiem ze Kimberly nie powie mi gdzie mieszkala, dlatego jutro zapytam Louis'a. Znajdego tego.. tego smiecia. Znajde i zabije.
No. <3 To tyle. ;3 Postaram sie dodac jeszcze jeden rozdzial, ale to wieczorem. <3
Chcecie wiedziec co bedzie dalej? Komentujecie chociaz z Anonima. <3 Motywuje mnie to do dale
-
piątek, 2 sierpnia 2013
Rozdzial 1.
Ugh. Jezu, ostatni dzien tego walonego odpoczynku na którym wogóle nie odpoczelam.. - Pomyslalam. - Pojde jeszcze ostatni raz sie przejsc.
Tak zrobilam. Ubralam Koszule w krate, granatowe rurki, do tego czarne vansy. Tak ubrana wyszlam na spacer.
Chodzilam jakas godzine. Bylo tu na serio ladnie, rozgladalam sie do okola nie zwracajac uwagi na to gdzie ide.
Idac nie zwracajac uwagi na nic innego poza natura, nagle na kogos wpadlam.
- Oh, prze.. - Przerwalam, kiedy zobaczylam na kogo wpadlam. Byl to oszalamiajaco przystojny brunet z burza loków na glowie. Mial piekne zielone oczy.
- Chyba powinnas uwazac jak chodzisz - Powiedzial chamsko.
- Przepraszam. - Dokonczylam.
- Nie przepraszaj, tylko patrz jak lazisz.
- Dobra, sorry, ale nie musisz byc dla mnie taki chamski. - Powiedzialam ostro. - I chcialam odejsc.
- Przepraszam bardzo, a gdzie ty sie wybierasz - Zlapal mnie za ramie, kiedy sie odwrócilam.
- Do domku. Musze sie spakowac, dzis wracam do Londynu. - Kurwa po co ja mu to powiedzialam.
- Zaprowadze Cie. - Warknal.
- Nie dzieki, trafie.
- To nie bylo pytanie. - Zlapal mnie za przedramie i pociagnal w strone domku.
Cala droge nic sie nie odzywal. Ja tez nie mialam zamiaru z nim rozmawiac.
- Skad wiedziales gdzie mam domek? - Zapytalam, kiedy bylismy na miejscu.
- Mieszkam obok. - Wskazal palcem na budynek.
- Aha.. - Nie poglebialam tematu. Wyjelam klucz z kieszeni i otworzylam drzwi.
- Nie zaprosisz mnie do srodka? - Spytal z lobuzerskim usmieszkiem.
- Nie dzieki, ale musze sie spakowac, autobus mi ucieknie. - Juz mialam zamknac drzwi, ale przytrzymal je noga.
- Powiedzialam Ci, ze musze sie spakowac, bo sie spóznie.
- Odwioze Cie do Londynu, tez dzisiaj wracam, i rowniez tam mieszkam. - Wparowal do srodka.
- Nie dzieki. - Burknelam.
- To znow nie bylo pytanie. - Spojrzal na mnie.
Nie zwracalam na niego uwagi, i zaczelam sie pakowac, zostawilam sobie tylko ciuchy w które chcialam sie przebrac.
Wzielam je i poszlam do lazienki.
Kiedy wrocilam chlopak siedzial na lozku i grzebal w telefonie.
- Moglas przebrac sie tutaj. - Spojrzal na mnie.
- Nie moglam. - Spakowalam ciuchy do walizki. - Jestem spakowana, jak bys byl laskawy to wyjdz juz bo musze isc na autobus..
- Chyba powiedzialem ze Cie zawioze. - Jego ton nie znoszacy sprzeciwu.
Podszedl do mnie, wzial ode mnie walizke i wyszedl. Zamknelam drzwi i udalam sie za nim.
- Gdzie ty kurwa idziesz? - Krzyknelam.
- Do mnie, chyba tez musze wziasc swoj bagaz.
Nic sie juz nie odezwalam. Wzial swoja walizke i obie wsadzil do samochodu.
- No wsiadaj. - Powiedzial.
Podeszlam do samochodu od strony pasazera. Otworzyl mi drzwi i chcial podac reke, ale zignorowalam jego gest, na co lekko sie usmiechnal.
Obiegl samochód i wsiadl do niego. Z piskiem opon ruszylismy do Londynu.
- Jak masz na imie? - Zapytal patrzac na droge.
- Kim.
- A tak na prawde?
- Kimberly, ale nie nawidze tego imienia dlatego Kim. A ty? - Kurwa. Po co ci to wiedziec, po co go zapytalas?
- Harry. - Mruknal.
Dalej jechalismy w ciszy. Powoli czólam jak moje powieki staja sie coraz ciezsze, az wkoncu usnelam.
* Oczami Harrego. *
Skupilem sie na drodze, Kimberly usnela. Jezu, jak ona slodko spi. Nie moglem powstrzymac usmiechu kiedy zobaczylem jak jej dlugie ciemne wlosy niewinnie opadaja na twarz.
Ona byla inna, nie byla taka jak wszystkie puste laski które znalem, bylo w niej cos czego nie zauwazylem u innych dziewczyn. Gleboka zielen jej oczu tak bardzo mnie pociagala.
Postanowilem jej nie budzic. Zawioze ja do siebie, a jutro odwioze.
* Oczami Kim. *
Obudzilam sie w calkiem dobrym humorze. Zanim otworzylam oczy, lekko je przetaralam.
Podskoczylam do góry kiedy zorientowalam sie ze nie jestem u siebie. Bylam w duzym jasnym pomieszczeniu, którego nigdy przedtem nie widzialam.
Na sobie mialam meska koszulke i swoja bielizne.
nagle do pokoju wszedl wysoki chlopak z burza potarganych loków na glowie. Poznalam go. To byl Harry.
- Co ja tu robie? - Zapytalam.
- Usnelas w samochodzie, nie chcialem Cie budzic. - Usmiechal sie i podal mi kawe.
- Umm.. - Napilam sie. - A dlaczego nie mam na sobie ubran? - Spojrzalam na niego.
- Masz przeciez moja koszulke i bielizne. - Usmiechnal sie.
- Chcesz mi powiedziec ze mnie rozbierales? - Unioslam tom glosu.
- Oj przestan. Nie mów ze sie wstydzisz. - Zasmial sie.
- Nie nie wstydze sie. - Mowilam prawde. Nie krepowalam sie mojego ciala. Bez problemu moglam chodzic w bieliznie lub w reczniku.
- No to o co chodzi? - Zdwil sie.
- O to ze sie nie znamy.
- Ja jestem Harry, ty jestes Kimberly. - Usmiechnal sie.
- Kim. - Poprawilam go, i nawet nie wiem kiedy odwzajemnilam usmiech.
- Tak.. Wiec mysle, ze jezeli znamy swoje imiona, to nie jest wystarczajaco duzo. Chcialbym poznac Cie blizej. - Podszedl do mnie.
- Nie wiem czy ja mam na to ochote. - Powiedzialam.
- Ale ja mam. - odsunal sie ode mnie.
- No i co?
- Dzisiaj wieczorem zabiore Cie do mojego przyjaciela, robi impreze, blizej sie poznamy, przy czym poznasz moich przyjaciól.
- Nie ch.. - przerwal mi.
- Nie dyskutuj. - Jego ton byl taki.. Balam sie go. - Teraz ubieraj sie, zawioze Cie do domu.
Zrobilam jak mi kazal, za bardzo sie go balam zeby sie mu sprzeciwic.
Ubrana w koszulke z napisem ' Free hugs ', czarne rurki i lososiowe vansy poszlam do kuchni, powiedziec mu ze jestem gotowa.
- Juz. - Wybakalam.
- No to jedziemy. Bierz walizke. - Tak uczynilam.
Wsiedlismy do samochodu.
- Gdzie jedziemy? - Zapytal.
- No chyba do mnie. - Zadrwilam.
- Adres. - Patrzyl przed siebie.
- Street 8/9.
Kiedy bylismy na miejscu pomogl mi wniesc walizke do domu.
- Ladnie tu masz. - Rozejrzal sie,
- ta. Dzieki. Dom mojej ciotki, ale aktualnie jej nie ma.
- Gdzie jest? - Dopytywal.
- W Stanach.
- Dobra, bede po Ciebie o 18, masz byc gotowa. Zaloz cos seksownego. Usmiechnal sie po czym podszedl do mnie, pocalowal mnie w czubek glowy i wyszedl.
Jezu, czym ja sobie na to zasluzylam? Dlaczego Ja? - Zadawalam sobie to pytanie w myslach. Balam sie go, nie wiedzialam do czego jest zdolny, moze dlatego postanowilam pojsc na te impreze.
Rozpakowalam sie i usiadlam przed telewizorem. Minelo kilka godzin zanim spostrzeglam sie ze jest 17.
Poszlam do lazienki, wyprostowalam wlosy, nalozylam podklad, zrobilam kreski eylaynerem, a rzesy przejechalam tuszem.
Wrócilam do pokoju i zalozylam czarna którka sukienke, to tego czarne lity z cwiekami.
Stalam przed lustrem i bylam dumna z tego jak wygladam.
Nagle zadzwonil dzwonek to drzwi. - Punkt 18. - To Harry. - Od razu wiedzialam..
hej. <3 Mam nadzieje ze nie zrazicie sie dlugoscia, ale warto przeczytac. ;3
prosze o komentarze, chociaz jedent, bo to on motywuje mnie to dalszego pisania. <3
Tak zrobilam. Ubralam Koszule w krate, granatowe rurki, do tego czarne vansy. Tak ubrana wyszlam na spacer.
Chodzilam jakas godzine. Bylo tu na serio ladnie, rozgladalam sie do okola nie zwracajac uwagi na to gdzie ide.
Idac nie zwracajac uwagi na nic innego poza natura, nagle na kogos wpadlam.
- Oh, prze.. - Przerwalam, kiedy zobaczylam na kogo wpadlam. Byl to oszalamiajaco przystojny brunet z burza loków na glowie. Mial piekne zielone oczy.
- Chyba powinnas uwazac jak chodzisz - Powiedzial chamsko.
- Przepraszam. - Dokonczylam.
- Nie przepraszaj, tylko patrz jak lazisz.
- Dobra, sorry, ale nie musisz byc dla mnie taki chamski. - Powiedzialam ostro. - I chcialam odejsc.
- Przepraszam bardzo, a gdzie ty sie wybierasz - Zlapal mnie za ramie, kiedy sie odwrócilam.
- Do domku. Musze sie spakowac, dzis wracam do Londynu. - Kurwa po co ja mu to powiedzialam.
- Zaprowadze Cie. - Warknal.
- Nie dzieki, trafie.
- To nie bylo pytanie. - Zlapal mnie za przedramie i pociagnal w strone domku.
Cala droge nic sie nie odzywal. Ja tez nie mialam zamiaru z nim rozmawiac.
- Skad wiedziales gdzie mam domek? - Zapytalam, kiedy bylismy na miejscu.
- Mieszkam obok. - Wskazal palcem na budynek.
- Aha.. - Nie poglebialam tematu. Wyjelam klucz z kieszeni i otworzylam drzwi.
- Nie zaprosisz mnie do srodka? - Spytal z lobuzerskim usmieszkiem.
- Nie dzieki, ale musze sie spakowac, autobus mi ucieknie. - Juz mialam zamknac drzwi, ale przytrzymal je noga.
- Powiedzialam Ci, ze musze sie spakowac, bo sie spóznie.
- Odwioze Cie do Londynu, tez dzisiaj wracam, i rowniez tam mieszkam. - Wparowal do srodka.
- Nie dzieki. - Burknelam.
- To znow nie bylo pytanie. - Spojrzal na mnie.
Nie zwracalam na niego uwagi, i zaczelam sie pakowac, zostawilam sobie tylko ciuchy w które chcialam sie przebrac.
Wzielam je i poszlam do lazienki.
Kiedy wrocilam chlopak siedzial na lozku i grzebal w telefonie.
- Moglas przebrac sie tutaj. - Spojrzal na mnie.
- Nie moglam. - Spakowalam ciuchy do walizki. - Jestem spakowana, jak bys byl laskawy to wyjdz juz bo musze isc na autobus..
- Chyba powiedzialem ze Cie zawioze. - Jego ton nie znoszacy sprzeciwu.
Podszedl do mnie, wzial ode mnie walizke i wyszedl. Zamknelam drzwi i udalam sie za nim.
- Gdzie ty kurwa idziesz? - Krzyknelam.
- Do mnie, chyba tez musze wziasc swoj bagaz.
Nic sie juz nie odezwalam. Wzial swoja walizke i obie wsadzil do samochodu.
- No wsiadaj. - Powiedzial.
Podeszlam do samochodu od strony pasazera. Otworzyl mi drzwi i chcial podac reke, ale zignorowalam jego gest, na co lekko sie usmiechnal.
Obiegl samochód i wsiadl do niego. Z piskiem opon ruszylismy do Londynu.
- Jak masz na imie? - Zapytal patrzac na droge.
- Kim.
- A tak na prawde?
- Kimberly, ale nie nawidze tego imienia dlatego Kim. A ty? - Kurwa. Po co ci to wiedziec, po co go zapytalas?
- Harry. - Mruknal.
Dalej jechalismy w ciszy. Powoli czólam jak moje powieki staja sie coraz ciezsze, az wkoncu usnelam.
* Oczami Harrego. *
Skupilem sie na drodze, Kimberly usnela. Jezu, jak ona slodko spi. Nie moglem powstrzymac usmiechu kiedy zobaczylem jak jej dlugie ciemne wlosy niewinnie opadaja na twarz.
Ona byla inna, nie byla taka jak wszystkie puste laski które znalem, bylo w niej cos czego nie zauwazylem u innych dziewczyn. Gleboka zielen jej oczu tak bardzo mnie pociagala.
Postanowilem jej nie budzic. Zawioze ja do siebie, a jutro odwioze.
* Oczami Kim. *
Obudzilam sie w calkiem dobrym humorze. Zanim otworzylam oczy, lekko je przetaralam.
Podskoczylam do góry kiedy zorientowalam sie ze nie jestem u siebie. Bylam w duzym jasnym pomieszczeniu, którego nigdy przedtem nie widzialam.
Na sobie mialam meska koszulke i swoja bielizne.
nagle do pokoju wszedl wysoki chlopak z burza potarganych loków na glowie. Poznalam go. To byl Harry.
- Co ja tu robie? - Zapytalam.
- Usnelas w samochodzie, nie chcialem Cie budzic. - Usmiechal sie i podal mi kawe.
- Umm.. - Napilam sie. - A dlaczego nie mam na sobie ubran? - Spojrzalam na niego.
- Masz przeciez moja koszulke i bielizne. - Usmiechnal sie.
- Chcesz mi powiedziec ze mnie rozbierales? - Unioslam tom glosu.
- Oj przestan. Nie mów ze sie wstydzisz. - Zasmial sie.
- Nie nie wstydze sie. - Mowilam prawde. Nie krepowalam sie mojego ciala. Bez problemu moglam chodzic w bieliznie lub w reczniku.
- No to o co chodzi? - Zdwil sie.
- O to ze sie nie znamy.
- Ja jestem Harry, ty jestes Kimberly. - Usmiechnal sie.
- Kim. - Poprawilam go, i nawet nie wiem kiedy odwzajemnilam usmiech.
- Tak.. Wiec mysle, ze jezeli znamy swoje imiona, to nie jest wystarczajaco duzo. Chcialbym poznac Cie blizej. - Podszedl do mnie.
- Nie wiem czy ja mam na to ochote. - Powiedzialam.
- Ale ja mam. - odsunal sie ode mnie.
- No i co?
- Dzisiaj wieczorem zabiore Cie do mojego przyjaciela, robi impreze, blizej sie poznamy, przy czym poznasz moich przyjaciól.
- Nie ch.. - przerwal mi.
- Nie dyskutuj. - Jego ton byl taki.. Balam sie go. - Teraz ubieraj sie, zawioze Cie do domu.
Zrobilam jak mi kazal, za bardzo sie go balam zeby sie mu sprzeciwic.
Ubrana w koszulke z napisem ' Free hugs ', czarne rurki i lososiowe vansy poszlam do kuchni, powiedziec mu ze jestem gotowa.
- Juz. - Wybakalam.
- No to jedziemy. Bierz walizke. - Tak uczynilam.
Wsiedlismy do samochodu.
- Gdzie jedziemy? - Zapytal.
- No chyba do mnie. - Zadrwilam.
- Adres. - Patrzyl przed siebie.
- Street 8/9.
Kiedy bylismy na miejscu pomogl mi wniesc walizke do domu.
- Ladnie tu masz. - Rozejrzal sie,
- ta. Dzieki. Dom mojej ciotki, ale aktualnie jej nie ma.
- Gdzie jest? - Dopytywal.
- W Stanach.
- Dobra, bede po Ciebie o 18, masz byc gotowa. Zaloz cos seksownego. Usmiechnal sie po czym podszedl do mnie, pocalowal mnie w czubek glowy i wyszedl.
Jezu, czym ja sobie na to zasluzylam? Dlaczego Ja? - Zadawalam sobie to pytanie w myslach. Balam sie go, nie wiedzialam do czego jest zdolny, moze dlatego postanowilam pojsc na te impreze.
Rozpakowalam sie i usiadlam przed telewizorem. Minelo kilka godzin zanim spostrzeglam sie ze jest 17.
Poszlam do lazienki, wyprostowalam wlosy, nalozylam podklad, zrobilam kreski eylaynerem, a rzesy przejechalam tuszem.
Wrócilam do pokoju i zalozylam czarna którka sukienke, to tego czarne lity z cwiekami.
Stalam przed lustrem i bylam dumna z tego jak wygladam.
Nagle zadzwonil dzwonek to drzwi. - Punkt 18. - To Harry. - Od razu wiedzialam..
hej. <3 Mam nadzieje ze nie zrazicie sie dlugoscia, ale warto przeczytac. ;3
prosze o komentarze, chociaz jedent, bo to on motywuje mnie to dalszego pisania. <3
Przedstawienie postaci. - Imagin Harry - Eclipse.
Hej kochani. <3 Postanowilam napisac Imagina, takiego wielo czesciowego o Harrym. <3 Licze na komentarze, a teraz dodam podstawowe informacje o Glownej bohaterce.
Kimberly ma 17, i urodzila sie w Doncester, mimo swoje mlodego wieku mieszka w Londynie sama, poniewaz w wieku 16 lat uciekla z domu, bo tata ja molestowal. Wychowala sie w patologicznej rodzinie z która nie chce utrzymywac kontaktu.
Nie znosi kiedy ktos mówi na nia Kimberly, dlatego znajomi zwracaja sie do niej Kim.
Kim pozna Harrego, nad jeziorem, nad które na 3 dni pojedzie aby wypoczac.
Harry, na poczatku bedzie traktowal ja zle, ale PÓZNIEJ wszystko CHYBA sie ulozy.
Piszac ' Chyba ' chodzilo mi o to ze nie chcialabym zdradzac wam szczegolow. Reszty dowiecie sie sami. ;)
W tym imaginie, bedzie duzo milosci, zazdrosci i zdrady. ;3 Mam nadzieje ze wam sie spodoba. ;3
Imie: Kimberly.
Nazwisko: Heauston.
Wiek: 17.
Wlosy: Dlugie ciemne, falowane.
Zwierze: Kot - Marley.
Oczy: Zielone.
Ulubiony kolor: Turkusowy.
Ulubiona marka butów: Vans.
Imie mamy: Tara.
Imie taty: Gregory.
Imie brata: Ian.
Imie przyjaciólki: Samanta.
Miejsce urodzenia: Doncester.
Miejsce zamieszkania: Londyn.
Kimberly ma 17, i urodzila sie w Doncester, mimo swoje mlodego wieku mieszka w Londynie sama, poniewaz w wieku 16 lat uciekla z domu, bo tata ja molestowal. Wychowala sie w patologicznej rodzinie z która nie chce utrzymywac kontaktu.
Nie znosi kiedy ktos mówi na nia Kimberly, dlatego znajomi zwracaja sie do niej Kim.
Kim pozna Harrego, nad jeziorem, nad które na 3 dni pojedzie aby wypoczac.
Harry, na poczatku bedzie traktowal ja zle, ale PÓZNIEJ wszystko CHYBA sie ulozy.
Piszac ' Chyba ' chodzilo mi o to ze nie chcialabym zdradzac wam szczegolow. Reszty dowiecie sie sami. ;)
W tym imaginie, bedzie duzo milosci, zazdrosci i zdrady. ;3 Mam nadzieje ze wam sie spodoba. ;3
Subskrybuj:
Posty (Atom)